Ewa Bilan-Stoch, żona Kamila Stocha, wyjechała do Afryki, gdzie oprócz poznawania nowej kultury oddała się swojej największej pasji – fotografowaniu. Jedno zdjęcie, które dodała na swoim profilu na Instagramie pokazuje przerażającą tradycję plemienia z tamtego regionu.
Ewa Bilan-Stoch znana jest z tego, że lubi fotografować. Niedawno, przy okazji zawodów Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, żona naszego reprezentanta zorganizowała ciekawą wystawę „Perpetui Flores”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Wieczne kwiaty”.
Wystawa złożona była ze zdjęć przedstawiających medale wywalczone przez skoczków narciarskich, ułożone na kształt bukietów kwiatów.
Ewa Bilan-Stoch robiła także zdjęcia podczas wyprawy po „Czarnym Lądzie”. Kobieta regularnie udostępniała zdjęcia na swoim profilu na Instagramie. Na pierwszym zdjęciu widać dwa baobaby, które wyglądają jak tańcząca para.

Żona skoczka spotkała wiele dzikich ptaków, bawoły czy zdaniem obserwujących „malutkiego pająka”! – Malutki to on nie był – szybko zdementowała pani Ewa.

Nie zabrakło też zdjęć przedstawiających dziką naturę i tamtejszych tubylców.

I to właśnie o jednym zdjęciu przedstawiającym dziewczynkę zrobiło się najgłośniej.
Widzimy portret dziewczynki z dwoma ciemnymi kręgami na policzkach.

Jedna internautka zapytała, skąd te ślady na twarzy dziewczynki. Dostała odpowiedź, że „To blizny. Policzki są wypalane zgodnie z tradycją plemienia, niestety” – odpisała Ewa Bilan-Stoch.
I się zaczęło. Dużo kobiet zaczęło się użalać nad losem dziewczynki, twierdząc, że to bardzo brutalna i bolesna tradycja.
Czytaj: WIELKIE PĘKNIĘCIE JEST DOWODEM NA TO, ŻE AFRYKA WSCHODNIA DZIELI SIĘ NA DWIE CZĘŚCI.